Trinidad to miasto, gdzie czas się zatrzymał kilkaset lat temu. Kolorowe domostwa, brukowane uliczki, klimatyczna Plaza Mayor. Do tego historyczna Dolina Cukrowni w jego okolicach. To miejsca obowiązkowe na trasie na Kubie.
Zastanawiamy się po co tu tylu taksówkarzy. Trinidad to miasto stworzone do zwiedzania go na piechotę. Wszędzie tu blisko, a brukowane ulice średnio sprzyjają komfortowi jazdy. Tak czy inaczej uporczywe „taxi, taxi” usłyszymy co chwilę także i tu (podobnie jak w innych turystycznych miastach na Kubie).
Nasz gospodarz casa particular potwierdza nasze spostrzeżenia „tutaj wszędzie jest blisko i do każdego miejsca dojdziecie w max. 15 minut”. Po chwili dodaje: „wiem, że nie wszystkie uliczki w Trinidadzie wyglądają najlepiej. Nasza ulica może i straszy, ale ludzie są przemili i nic Wam się tutaj nie stanie”. Faktycznie, gdziekolwiek nie idziemy, każdy się uśmiecha i kompletnie nie czujemy, że może tu komukolwiek wydarzyć się coś złego.
Plaza Major i były klasztor Franciszkanów
Życie miasteczka skupia się koło małego, ale kolorowego głównego placu Trinidadu – Plaza Major. Plac ma formę parku, na którym roi się od turystów polujących na ładne kadry. Oprócz Kościoła pw. Świętej Trójcy, który jest najbardziej rozpoznawalną budowlą na tym placu, w bliskiej odległości przyciągnie nasz wzrok wieża byłego klasztoru Franciszkanów. Dziś już ten budynek nie pełni funkcji sakralnych. Zresztą w XIX wieku pełnił też rolę… więzienia. Dzisiaj za niewielką opłatą (1 CUC) można tu wejść, zobaczyć niewielką wystawę, ale też, co uważamy za najważniejsze, móc wspiąć się na wspomnianą wieżę. Stąd zobaczymy na horyzoncie góry Escambray, ale przede wszystkim… charaterystyczne dla Trinidadu „pole” czerwonych dachów budynków miasteczka.
Canchanchara i guacamole
Ach, bo wspomnienia można podzielić na kilka kategorii. Trinidad oprócz swoich kolorowych budynków i brukowanych uliczek podbił nasz zmysł smaku! Jeśli chodzi o jedzenie, to korzystając z rekomendacji naszego gospodarza casa particular zaglądamy do knajpy La Botija. Zamawiamy kilka przystawek, bo chcemy tego dnia odpocząć od ryby i wielkiej porcji mięsa, do jakich przyzwyczaiła nas Kuba w ostatnich dniach. Przynoszą nam pyszne tacos, krokieciki z mięsem a przede wszystkim najpyszniejsze na świecie guacamole.
Nie mamy sił na nic więcej poza canchanchara. Canchanchara to drink pochodzący właśnie z okolic Trinidadu i znajdziemy go w menu każdej knajpki w mieście. Jest, co oczywiste na Kubie, na bazie rumu, a oprócz rumu dodaje się do niego sporą ilość miodu. Pyszne i… tłumaczymy sobie, że zdrowe 😉 Jeśli jesteście piwoszami, w Trinidadzie znajduje się otwarty całkiem niedawno browar Factoria Santa Ana. Oprócz dobrego smaku, siadając na balkonie znajdziemy przyjemny widok na ruiny kościoła pw. Św Anny i na życie miejskie w okolicy Plaza Santa Anna.
W rytmie salsy
Koło kościoła pw. Św Trójcy znajdują się najsłynniejsze schody nie tylko w mieście, ale też na całej Kubie. To na nich wieczorami toczy się życie, a u ich szczytu znajduje się słynna Casa de la Musica. Muzyka gra tutaj od godzin wczesnowieczornych, a z godziny na godzinę przybywa zarówno słuchających, jak i przy niej tańczących. Wieczorem by wejść na schody należy uiścić opłatę (2 CUC), czy warto – zależy od Was. Trinidad jest miejscem, gdzie muzyka na żywo gra w co trzeciej knajpie (nawet we wspomnianej wyżej La Botija), więc warto też spróbować udać się na wieczorne muzykowanie do innego miejsca 🙂
Valle de los Ingenios, czyli Dolina Cukrowni
Trinidad był kiedyś jednym z najbogatszych miast na Karaibach. Swoje bogactwo zawdziędzał trzcinie cukrowej. W okolicach Trinidadu bowiem powstały plantacje tej rośliny. I to na sporym obszarze, bo wzdłuż ciągnącej się 12 km doliny. Jest też oczywiście niechybna strona tego prosperity. W momencie szczytowym pracowało tu nawet 30 tys. niewolników! Kiedy popyt na cukier spadł, plantacje zostały pozamykane, a dziś wyprawa w to miejsce to przede wszystkim powrót do przeszłości oraz podziwianie pięknej zielonej doliny.
Samo zwiedzanie można zorganizować na kilka sposobów. Najbardziej popularną formą jest wynajem taksówki wraz z kierowcą na kilka godzin. Można również dołączyć do zorganizowanej wycieczki, czy wypożyczyć skuter. My jednak wybraliśmy… pociąg. Raz dziennie (około 9 rano) ze stacji w Trinidadzie odjeżdża pociąg wycieczkowy przez Dolinę Cukrowni. Bilet kosztuje 15 CUC za osobę (płatne na miejscu, nie trzeba rezerwować), a sama trasa wycieczki ma trzy przystanki.
Manaca Iznaga, czyli najpopularniejsze miejsce w Dolinie Cukrowni
Pociąg porusza się z prędkością 20 km/h i wolno kołacze się po torach. Z zapatrzenia z dal wyrywa nas głos kelnera „Maybe a drink? Mojito, Cuba Libre?”. Nie chcemy zaczynać dnia od procentów, ale imprezowy klimat robi się sam, kiedy nad uchem zaczyna inny pan fałszować najłagodniej jak potrafi śpiewając „Guantanamera”.
Po pół godziny nawołania o drinka i o dziewczynie z Guatanamo, zastępuje „banana, banana?”. Miejscowi zaczynają wskazywać na kiście bananów zachwalając, że są najlepsze i najświeższe jakie możemy dostać. To znak, że dojechaliśmy do pierwszego przystanku. Manaca Iznaga, czyli najpopularniejszy przystanek w tej okolicy. To wioska w samym sercu Doliny Cukrowni. Najbardziej charakterystycznym punktem, widocznym nawet z kilkukilometrowej odległości jest 45-metrowa wieża z początku XIX wieku. Powstała w niechybnych celach, bowiem po pierwsze na jej najwyższym poziomie znajdował się dzwon oznajmiający początek i koniec dnia pracy niewolników, a po drugie umożliwiał obserwację ich pracy i monitorowania potencjalnych… zbiegów. Kuba to kraj, gdzie często występują huragany, ale od ponad 200 lat tej wieży nigdy żaden wiatr nawet nie naruszył… Wieża oczywiście pełni obecnie już funkcje tylko rekreacyjne. Jest otwarta dla zwiedzających (wstęp 1 CUC). Z jej szczytu można podziwiać piękną panoramę.
Miejsce, gdzie czas się zatrzymał dawno temu
Wsiadamy z powrotem do pociągu, robi się coraz goręcej. Z daleka widzimy pozostałości wielkiej hali produkcyjnej. Im bliżej, tym bardziej przypomina cmentarzysko metalu. Nasz drugi przystanek to muzeum FNTA. Nie spodziewajmy się tutaj pięknie opisanych eksponatów. Za to będzie pan ofiarujący nam historyjkę o tym miejscu (oczywiście tylko po hiszpańsku) i możliwość wejścia na relikty historii przemysłu, na które ze względów norm bezpieczeństwa nigdy nie pozwoliliby nam wejść gdyby były na terenie UE. Wystarczy chwila, byśmy wpisali to miejsce do kanonu najlepszych potencjalnych scenografii do horroru.
Nie byłoby wycieczki turystycznej bez jednego przystanku, którego nie można ominąć. To oczywiście miejsce pośrodku niczego, gdzie jedyną atrakcją jest jedyna knajpa, która nie dość, że jest droga, to jeszcze wcale nie serwuje najlepszego jedzenia w okolicy 🙂 I oczywiście tak jest i tutaj. Mamy ponad godzinę czasu pośrodku totalnego pustkowia, ale stwierdzamy, że przecież to wakacje i nie ma czegoś takiego jak marnowanie czasu skoro są bujane fotele i zimne napoje pod ręką.
2 dni w Trinidadzie to zdecydowanie za mało!
Nie chodzi o samą miejscowość, którą można obejść w ciągu 3 godzin. Chodzi o okolice. Jeden dzień na Dolinę Cukrowni to naszym zdaniem must do. Trinidad to także piękna plaża Ancon, która znajduje się kilkanaście kilometrów od miasta, a także szereg możliwości zorganizowania sobie wycieczek w góry. Nie popełniajcie więc tego błędu, co my, i zaplanujcie w tych okolicach co najmniej 3 dni! 🙂
Jeśli byliście w okolicach Trinidadu i macie jakieś atrakcje do polecenia, podzielcie się w komentarzu! A jeśli planujecie wyjazd na Kubę, polecamy nasz wpis z informacjami praktycznymi.